Polska idzie w ślady Irlandii? „Frustracja ludzi szybko i bezboleśnie nie minie”
I nie jest to efekt wyłącznie jednej, choć zaskakującej, decyzji TK, a kula śniegowa, która toczy się od lat. Wahadło odbite w prawo, z wielką mocą odbije się w lewo? O analizę społecznych i kulturowych skutków decyzji TK zapytaliśmy socjologa prof. dr. hab. Tomasza Szlendaka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
W czwartek 22 października Trybunał Konstytucyjny w pełnym składzie orzekł, że aborcja eugeniczna, czyli taka, jakiej dokonuje się w sytuacji ciężkich wad płodu, jest niezgodna z Konstytucją. Zdania odrębne zgłosili jedynie dwaj sędziowie: Leon Kieres i Piotr Pszczółkowski.
Reakcja Polaków była natychmiastowa. Od czwartku tłumy wychodzą na ulice – już nie tylko w największych miastach, jak to bywało do tej pory – ale i w małych miejscowościach. Gwałtowne i liczne protesty, nieustająca awantura w mediach społecznościowych, akcje demonstracyjne w kościołach i jeden przekaz na ustach: wyp*******ć. Wszystko to pokazuje, że w społeczeństwie doszło do zmian, które mogą radykalnie zmienić oblicze naszego kraju.
Polska w ogonie Europy
Do tej pory Polska miała jedno z najbardziej restrykcyjnych praw aborcyjnych w Europie. Legalne były trzy rodzaje zabiegu: gdy ciąża pochodzi z gwałtu, gdy zagraża życiu lub zdrowiu matki, a także, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony.
Ten ostatni wyjątek likwiduje właśnie TK. A nie jest to marginalny odsetek, gdyż jak wynika z wyliczeń MZ za 2019 rok – w zeszłym roku legalne aborcje spowodowane ciężkim uszkodzeniem płodu stanowiły 98 proc. wszystkich aborcji w Polsce.
Scenariusz irlandzki
Dzisiejsza sytuacja Polski łudząco przypomina sceny, jakie dwa lata temu rozgrywały się w Irlandii. Państwo to całkowicie zakazywało aborcji, powołując się na ósmą poprawkę Konstytucji. W jej myśl aborcja nie tylko nie była legalna, ale nawet obowiązywały za nią bardzo surowe kary.
W konsekwencji w Irlandii prężnie działało podziemie aborcyjne i rozwijał się silny bunt społeczny, który po kilku dekadach walki doprowadził do ogólnokrajowego referendum na temat aborcji. Podczas głosowania katolicka Irlandia powiedziała dość zakazowi i zdecydowała, że chce prawa, w którym aborcja do 12. tygodnia ciąży jest całkowicie legalna.
Decydujące momenty
Co przesądziło o tym, że uważany za jeden z bastionów katolicyzmu kraj zdecydował się na liberalizację prawa aborcyjnego? Powodów było kilka.
Najbardziej uwidacznia się jednak jeden – słabnący autorytet Kościoła. Jeszcze do lat 90. ubiegłego wieku Kościół w Irlandii miał znaczący wpływ na kształtowanie społeczeństwa, a kościoły były wypełnione wiernymi po brzegi. Skandale pedofilskie i finansowe rozbiły wspomniany autorytet i zapoczątkowały falę odwrotów od kościoła.
Decydujące znaczenie miały też dramatyczne historie kobiet, które zmagały się ze skutkami surowego prawa. Prasa opisywała m.in. akty samobójcze zgwałconych nastolatek, które nie mogły usunąć ciąży.
Świat usłyszał również o Savicie Halappanavar, której odmówiono aborcji mimo pogarszającego się stanu jej zdrowia. Lekarze przekonywali wówczas, że serce płodu wciąż bije, a w katolickim kraju jest to powód, by aborcji nie dokonywać. Mimo, że płód był uszkodzony i nie miał szans na przeżycie, na samoistne zaprzestanie bicia serca dziecka czekano tak długo, aż Savita zmarła.
Wieloletnie protesty i społeczna rewolucja, jakie dokonały się w Irlandii pokazują, jak wahadło mocno odbijane w prawo, może drastycznie odbić w lewo. Czy z takim samym zjawiskiem mamy właśnie do czynienia w Polsce? Czy w naszym kraju istnieje przestrzeń do kulturowej rewolucji? Zapytaliśmy socjologa prof. dr. hab. Tomasza Szlendaka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
„W dłuższej perspektywie Polska może przesunąć się w lewo”
– W dłuższej perspektywie Polska może przesunąć się w lewo. W tej chwili protestują przede wszystkim osoby zdiagnozowane w 2016, np. przez CBOS, jeszcze jako nastolatki. Z tych i innych badań wynika, że kilkanaście procent młodych kobiet ma poglądy silnie lewicowo-liberalne, natomiast analogiczny odsetek młodych mężczyzn skrajnie konserwatywne. W dużej mierze ci młodzi, konserwatywni mężczyźni nie są jednak zwolennikami silnego związku kościoła z państwem czy powrotu do tradycyjnej katolickości, tylko są to ultra-liberałowie spod znaku antysystemowego i antyregulacyjnego skrzydła Konfederacji. Innymi słowy, znaczny odsetek dzisiejszych młodych jest zdecydowanie przeciwko jakimkolwiek ingerencjom państwa w sferę – różnie rozumianej – prywatności – analizuje socjolog.
– Znacząca reszta najmłodszej generacji – około 60 procent – która już zagłosowała i będzie jeszcze głosować, nie ma sprecyzowanych poglądów politycznych, jednak przesunięcie w stronę cielesności, indywidualności, nie-tradycyjno-wspólnotowego i niekatolickiego stylu życia, jest tu bardzo widoczne. To oznacza, że będzie przeciwko jakimkolwiek podmiotom politycznym, które ograniczają prywatność, indywidualne wybory czy partykularnie pojmowaną wolność. Z powodów demograficznych fala światopoglądowa i polityczna w ciągu kilku kolejnych lat delikatnie przesunie się na lewo czy raczej w stronę nie-katolicko-narodowo-wspólnotową – dodaje.
Społeczne skutki wyroku TK
Zdaniem eksperta, nawet umiarkowanie konserwatywni wyborcy mogą “zatęsknić niebawem za tak skonstruowanymi instytucjami państwa, które byłyby zwornikami i instrumentami łagodzenia napięć światopoglądowych”.
– Pozytywnym skutkiem wyładowań, jakie się dzisiaj dzieją może być powiększanie się grupy tych Polek i Polaków, którzy sądzą, że czas skończyć z chęcią zawłaszczania Polski przez jakąś jedną Polskę, moją Polskę, jedynie słuszną Polskę i takie budowanie środowiska instytucjonalnego, które zapobiegnie wewnętrznej okupacji jednej strony sporu kulturowego przez drugą – uważa ekspert.
– Na krótką jednak metę rządzącym udało się zaostrzyć emocje przynajmniej po jednej ze stron i w splocie z ograniczeniami covidowymi, wyrok TK będzie pożywką dla wyładowań społecznej frustracji, które szybko i bezboleśnie nie miną. Opresja dotyka bowiem coraz bardziej głębokiej prywatności – seksualności, macierzyństwa, wyborów reprodukcyjnych, działalności gospodarczej, którą bez naukowej argumentacji się po prostu zamyka, decydując o prywatnych losach setek tysięcy ludzi. To po prostu nie są sprawy dalekie, abstrakcyjne. Ludzie mają poczucie, że władza nikogo nie pytając, wtargnęła w ich prywatność, usiłując ją regulować – podsumowuje prof. Szlendak.